Kangurek Kao Runda 2

Recenzje gier z systemu PlayStation 2 opublikowane na łamach serwisu PSEmu.
Awatar użytkownika
Yohokaru
Senior
Senior
Posty: 192
Rejestracja: 15 lutego 2011, 14:51

Kangurek Kao Runda 2

Post autor: Yohokaru »

Obrazek
Tytuł gry: Kao the Kangaroo Round 2

Wydawca: Atari

Producent: Tate Interactive

Gatunek: Platformowe

Rok wydania: 2005

Cyrk wydawniczy.

Jak może to się stać, że wydana na PC gra ląduje z opóźnieniem trzech lat na obecnie eksploatowanych konsolach. Zwykle przecież bywało tak, że to piece dostawały wiele gier z opóźnieniem i śliną konsolowców na pudełku długo wyczekiwanej pozycji. Jak widać wszystko w branży jest możliwe, zwłaszcza jeśli przy okazji pojawi się garstka Polaków. Nie bez przyczyny o nich wspominam, bo to nasi rodacy są odpowiedzialni za drugie przygody opisywanego dzisiaj Kao. Twórcy wiedzieli, że fajnie by było, gdyby gra ukazała się na konsolach, dlatego też gra musiała zostać odpowiednio do tego przygotowana, co zresztą było zarzucane pecetowej wersji gry. Dlatego też dzisiaj przyjrzymy się konsolowemu wydaniu tej znanej u nas gry i zobaczymy, czy polski kangur ma szanse w starciu z innymi tuzami platformy PlayStation 2.
Obrazek
Ekologiczna propaganda.

Motywy działań kierowanej przez nas postaci są jednym wielkim banałem, a fabuła wygląda jakby była pisana przez działacza Greenpeace. Otóż nasz kangurek dowiaduje się, iż zły kłusownik po raz kolejny więzi niewinne zwierzęta i trzeba je uratować, przy okazji pozbywając się Kłusownika. W tym celu będziemy pomagać bobrom, pelikanom czy też żółwiom. Początkowo ciężko będzie nam się ogarnąć, gdyż początkową lokacją w jakiej się znajdziemy będzie port przejęty przez piratów będących w komitywie z kłusownikiem. Tutaj już nasuwa mi się pierwsza wada pozycji, jaką jest zdezorientowanie panujące po każdym ukończonym świecie. Papuga niby podpowiada nam w jakim kierunku pójść, jednak brakuje jakiś wskazówek, które umożliwiłyby szybkie dotarcie na miejsce, w którym będziemy kontynuować przygodę. Do pociągu czy też nad wodę docierałem na ślepo, sugerując się jedynie własnymi instynktami oraz zmęczeniem chodzeniem w kółko po porcie. Dopiero pod koniec gry udało mi się w miarę ogarnąć co i gdzie znajduje się w lokacji na wzór Warp Roomu.
Obrazek
Komu w drogę, temu w nogi.

Nasza przygoda rozpocznie się wraz z spotkaniem przez nas papugi, która poinformuje nas o tym co złego kłusownik wyrabia. To właśnie ona będzie głównym informatorem kangurka i postacią, przez którą później się umęczymy. Objaśni ona nam także podstawy sterowania, a ja ją w tym momencie zastąpię. Otóż nasz kangurek potrafi się bić, skakać podwójnie, rzucać bumerangami, turlać się oraz przywalić w powietrzu z ogona. Co ciekawe, zdolności te będą w trakcie gry rozwijane poprzez gwiazdki, które będą zostawiać przeciwnicy, których napotkamy na naszej drodze. Za 50 gwiazdek będziemy mogli przez chwilę latać niczym Kratos za pomocą skrzydeł Ikara, a za kolejne 50 nasze uderzenie w ziemię zyska na sile rażenia. Gwiazdki te także można znaleźć położone osobno, często razem z fioletowymi kryształkami, których określona ilość będzie odblokowywać bonusy ukryte w drzwiach na porcie piratów. Nie zabraknie także uwielbianych przez wielu monet, które w zasadzie są zbierane bezcelowo, do czasu gdy strażnik będzie potrzebował 3000 dukatów za otworzenie drzwi niezbędnych nam do ukończenia gry. Nie ma się co martwić jednak, w grze znajdują się dwa wyzwania, które pozwolą bez problemu uzbierać taką ilość, a jeszcze nawet zostanie. Co ciekawe, w grze nie da się ujrzeć napisu Game Over. Gracz ma nieskończoną ilość żyć, checkpointy są rozstawione stosunkowo często, a w dodatku zdrowie Kao jest określane przez pasek. Zdecydowane uproszczenie, gdyż co z tego jeśli gra jest trudna, skoro nie da się jej przegrać?
Obrazek
Bumerangiem w płot.

Cała gra składa się z kilkunastu poziomów obfitych w sekcje platformowe oraz zręcznościowe. Zdarzy się odrobina backtrackingu, który tutaj na szczęście nie jest irytujący, ponieważ jego cel jest widoczny od razu. Każdy świat ma określony dla siebie schemat przeciwników, których zazwyczaj można pokonać w jeden wybrany sposób. Przykładowo jeśli pojawi się grupka pszczół, to można je zaatakować tylko gdy po próbie żądlenia utkną w trawie. Pod koniec przygody w każdym świecie pojawiają się bossowie, na których także jest jeden określony sposób. Walki te bardzo przypominają pojedynki znane z Crasha, z tym że tutaj w miarę traconego życia, boss nie staje się bardziej agresywny, co można uznać za lekki zawód. Plusem gry jest niewątpliwe utrzymanie pozorów otwartości świata w jakim się znajdujemy. W wielu sytuacjach z daleka widać kolejne sekcje, przeciwników, a często także będą tworzone pozory dwóch dróg do obrania, gdzie okazuje się, że najpierw trzeba pójść w jedno miejsce, uwolnić bobra, który odblokuje drugą drogę. Tytułowym strzałem w stopę była niewątpliwie decyzja na utworzenie poziomów podwodnych. Sytuacja podobna jak w Spyro, tyle że tutaj nagle kangur umie pływać oraz ma dziwny pistolet ze sobą. Kurcze, dobrze, że były tylko takie dwa poziomy, bo więcej bym nie wytrzymał. Kolejny plus leci natomiast za różne urozmaicenia w trakcie etapów, takie jak ucieczka przed niedźwiedziem, zjazd na snowboardzie niczym jak w SSX czy też wyścig motorówek. W pewnym momencie gry uznałem, że sekcji gdzie przed czymś się ucieka jest zdecydowanie za dużo. Można było w zamian dać więcej sekcji z rzucaniem orzechów, które utworzyły by dla nas przejścia czy też pokazać wcześniej przechodzenie sekcji z pudełkiem jako izolatorem od prądu, które było ciekawe, aczkolwiek pojawiło się pod samą końcówkę gry. Bardzo dobrze, że gra próbuje urozmaicać rozgrywkę, jednakże z pewnymi elementami nie można przesadzać. Ciężko także znaleźć elementy unikalne dla przygód kangurka, takie których nie widziałem jeszcze w grach pokroju Crasha czy też Spyro. Można by tutaj polemizować, że ciężko wymyślić coś nowego przy ograniczonym budżecie, jednakże oceniając grę muszę odnosić się do innych pozycji z gatunku, a Kao niczym nowym nie zaskakuje.
Obrazek
Tęczowe wymiociny.

Grając w drugie przygody Kao, nie można się oprzeć klimatowi jaki panuje w tej pozycji. Wszystko jest bardzo kolorowe, łąki, lasy czy też śnieżne krainy to istny dowód, że można w jakiś sposób wykorzystać zalety szóstej generacji konsol. Postacie zwierząt są wykonane przeciętnie, jednakże komponują się z resztą świata przedstawionego. Sam Kao to postać świetnie wykonana, choć może nie charyzmatyczna, jednak łatwo się do niej przywiązać. Sporą zaletą jest także stałe 60 klatek na sekundę, które tylko potęguje wspomniany wyżej efekt. Kilka razy zdarzyło się, że gra na chwilkę zwolniła, jednak szybko potem powracała do normy. Jeżeli już miałbym się do czegoś przyczepić, to może do faktu, iż w niektórych lokacjach było zdecydowanie za ciemno i ciężko było się zorientować gdzie są platformy, co było powodem licznych śmierci. Na dowód mogę tylko podać fakt, iż usadzony przed telewizorem czteroletni kuzyn był wniebowzięty oglądając przygody Kao. Angielski dubbing w grze to tragedia. Wszelkie kwestie wypowiadane przez bohaterów są wypowiadane sztucznie, a spotykając wiele bobrów, każdy ma ten sam głos. Muzyczka lecąca w trakcie gry to też nic specjalnego, aczkolwiek dobrze komponuje się z grą.
Obrazek
Dwa razy kłusownikowi śmierć.

Druga część przygód Kangurka Kao jest pozycją dobrą, aczkolwiek nie przynosi nic nowego do gatunku platformówek. Wersja konsolowa została zrobiona wyraźnie dlatego, iż po prostu pecetowe wydanie miało już charakterek konsolowy. Mocnym atutem gry jest kolorowa oprawa graficzna, dzięki której pozycja jest bardzo przyjemna w odbiorze, a nie jednego starego konia zmieni na chwilę w małego brzdąca. Problemem gry jest za to wtórność, która wkrada się w wielu momentach rozgrywki. Jeśli jednak przymknie się na to i owo oczy, można z naszym bohaterem spędzić kilka przyjemnych chwil. Niestety kilka, bo długością gra nie grzeszy.
ODPOWIEDZ